Najnowsze wpisy, strona 1


wrz 21 2016 Faktoring coraz popularniejszy
Komentarze: 0

Dane za rok 2014 pokazują, że branża faktoringowa w Polsce ma się dobrze i jest najszybciej rozwijającym się segmentem usług  finansowych. Zgodnie z oczekiwaniami rynek faktoringowy rośnie bardzo dynamicznie, o czym świadczy wolumen sfinansowanych faktur oraz wzrost obrotów firm faktoringowych.

 

Powołując się na dane Polskiego Związku Faktorów, organizacji zrzeszającej największe firmy faktoringowe w Polsce, wartość ponad 5 milionów faktur oddanych do faktoringu w 2014 roku wzrosła o 17,3% w stosunku do roku poprzedniego, osiągając wartość 114,4 miliardów złotych. Tendencja wzrostowa w tym zakresie utrzymuje się już od kilku lat, co świadczy o dynamicznym rozwoju tego sektora usług.

 

Najbardziej popularny wciąż pozostaje faktoring krajowy niepełny, czyli z regresem, polegający na przekazaniu wierzytelności bez przejęcia ryzyka związanego z niewypłacalnością dłużnika. Zgodnie z danymi PZF w jego przypadku wartość obrotów wyniosła 47.614,53 mln złotych. Obroty w ramach alternatywnego faktoringu pełnego, czyli bez regresu, który łączy się z przejęciem przez faktora pełnego ryzyka niewypłacalności dłużnika wyniosły 42.552,82 mln złotych. Z kolei wartość obrotów w ramach faktoringu eksportowego to 22.660,80 mln złotych, a importowego 1.618,53 mln złotych.

 

Faktoring jako usługa pozwalająca na zachowanie płynności finansowej zyskuje na popularności. Stale rośnie liczba firm, które szukają korzystnego rozwiązania w sytuacji, gdy na uregulowanie płatności przez kontrahentów muszą oczekiwać tygodnie a nawet miesiące. To oni jako pierwsi dostrzegają zalety tej właśnie usługi. W 2014 roku na skorzystanie z pomocy faktorów zrzeszonych w PZF zdecydowało się 6 314 firm, czyli aż o 800 więcej niż w roku poprzednim. Warto zaznaczyć, iż wzrost liczby faktorantów jest niższy (16,1%) niż wzrost wartości sfinansowanych faktur (17,3%), co oznacza że firmy dotychczas korzystające z tej usługi przekazują faktorom coraz wyższe obroty. To bardzo optymistyczna informacja dla rynku, która obrazuje rosnące zaufanie do faktorów. Widać, że przedsiębiorcy dostrzegają korzyści płynące z faktoringu oraz jego przewagi nad innymi źródłami finansowania, decydując się na wdrożenie w swoich firmach właśnie tej metody kontroli płynności finansowej.

 

Dane PZF potwierdzają, że faktoring jest najszybciej rozwijającym się segmentem polskiego rynku finansowego. Po części wynika to z faktu, że wciąż jest on stosunkowo młodym rozwiązaniem. Raczkuje również jego odmiana dedykowana mikro i małym przedsiębiorstwom, których obrót jest niewielki (poniżej 1 mln zł rocznie), czyli mikrofaktoring. Już teraz można jednak zauważyć tendencję wzrostową jeśli chodzi zainteresowanie faktoringiem wśród małych firm, które coraz częściej dostrzegają zalety korzystania z tej usługi. Nie bez znaczenia pozostaje ewolucja całego rynku, który już od kilku lat kieruje się właśnie ku obsłudze mniejszych podmiotów, których finansowanie jeszcze kilka lat temu uważane było za zbyt ryzykowne. Niewątpliwie ma to związek z pojawianiem się faktorów pozabankowych, którzy poszukując niszy, swoją działalność opierają właśnie na obsłudze małych i średnich przedsiębiorstw. Nasycenie rynku oraz stały wzrost liczby firm z segmentu MSP, a jednocześnie ich rosnąca rola, przyczynia się do tworzenia coraz atrakcyjniejszej oferty faktoringowej. Z kolei standaryzacja i uproszczenie procedur pozwalają dostosować koszty finansowania do możliwości mniejszych podmiotów, których obrót jest niewielki.

 

Na rynku rozwijają się również nowości, takie jak internetowe platformy handlu należnościami. Stanowią one duże ułatwienie, gdyż korzystanie z ich usług nie wymaga podpisania długoterminowej umowy. Można wystawić nawet pojedyncze faktury, dzięki czemu małe firmy zyskują dostęp do elastycznego finansowania. Nabywcami faktur są inwestorzy, którzy nie obawiają się współpracy z mniejszymi podmiotami, gdyż na platformach ocena ryzyka skupia się na płatniku faktury, który często jest dużą i wiarygodną spółką. Zgodnie z danymi Faktorama.pl, platformy powstałej w drugim kwartale 2013 roku, stale wzrasta liczba firm zainteresowanych e-usługą w zakresie faktoringu. Tylko w 2014 roku wartość sfinansowanych za pośrednictwem platformy faktur wyniosła 20 000 000 zł.

 

Rynek usług faktoringowych rozwija się bardzo dynamicznie, zyskując kolejnych zwolenników. Można przewidywać, że zainteresowanie z każdym rokiem będzie wzrastać, a tym samym rozszerzy się dostępna oferta. Konkurencja i konieczność ubiegania się o klienta mogą zaowocować kolejnymi nowinkami oraz poprawieniem warunków świadczonych usług faktoringowych.

slajdus : :
wrz 19 2016 Drzwi balkonowe z niskim progiem
Komentarze: 0

Przy wyborze okien, zazwyczaj decydują względy użytkowe i estetyczne. Dużą rolę w projektowaniu budynków mieszkalnych odgrywa również komfort i ergonomia użytkowania. Wszystkie te walory posiadają drzwi balkonowe z niskimi progami. Stosowane progi mają zazwyczaj około 20 mm wysokości.  Budowa samych progów jest różna, od tworzywowych poprzez aluminium oraz połączenie obu tych materiałów. Gdzie tak naprawdę tkwi różnica decydująca o jakości?

 

Materiał i statyka profilu progu

Próg powinien być wykonany tak, aby nie stanowił mostka termicznego, będąc jednocześnie odpornym na uszkodzenia związane z codziennym użytkowaniem. Dobrym rozwiązaniem  jest wykonanie części wewnętrznej progu z tworzywa a części zewnętrznej z aluminium. Taka budowa powoduje, że od zewnątrz jest mocny i sztywny materiał jakim jest aluminium, odporny na możliwość uszkodzenia mechanicznego a od wewnątrz pomieszczenia jest dobrze izolujący profil PCV.

 

Odprowadzenie wody opadowej

Dobrze wykonany próg ma  część zewnętrzną pochyloną na zewnątrz, tak aby woda opadowa mogła być odprowadzana na zewnątrz. Jeśli kształt progu jest płaski, to istnieje realne niebezpieczeństwo przedostania się wody opadowej do wewnątrz. Ważną rolę odgrywa aluminiowy okapnik zamocowany na dole profilu, który odrywa strumień wody spływający po skrzydle i wyprowadza na zewnątrz. Dodatkowo okapnik aluminiowy utrudnia włamanie.

 

Łączniki do połączenia progu z profilem ramy okiennej

Nie mniej ważne jest połączenie progu z profilem ramy. Stabilne i mocne połączenie umożliwiają tylko łączniki systemowe dedykowane do konkretnej geometrii profilu ramy. Stosowane przez niektórych producentów łączniki (najczęściej z blachy lakierowanej lub ocynkowanej) są nieestetyczne, stanowią mostek termiczny i nie gwarantują stabilności konstrukcji. Sprawa połączenia progu w drzwiach jednoskrzydłowych wydaje się być prosta, jednak nie każdy producent jest w stanie poradzić sobie z połączeniem pionowego słupka stałego z progiem. Takie połączenie wymaga nie tylko estetyki  i szczelności, ale przede wszystkim solidności wykonania.

 

Osadzenie zaczepów okuciowych w progu

Szerokość drzwi balkonowych często sięga ponad 1000 mm. Dla zachowania szczelności producenci powinni zastosować ryglowanie dolnych części poziomych skrzydeł z progiem. Do tego celu stosuje się specjalne zaczepy dopasowane do profilu progu. Ważne jest, aby zaczep po osadzeniu licował się z poziomem progu. Źle zamontowane zaczepy mogą doprowadzić do przedostania się wody opadowej do wewnątrz pomieszczenia. Należy pamiętać, że nie każdy producent okuć ma w ofercie elementy okuć umożliwiające  ryglowanie skrzydła z  niskim progiem (np. blokady ryglujące z odpowiednim odsadzeniem grzybków okuciowych).

 

Doszczelnienie pomiędzy skrzydłem a progiem

Oprócz doszczelnienia przy zaczepach okuciowych, ważne jest doszczelnienie progu i skrzydła na zewnętrznej poziomej linii progu. Wygodnym, estetycznym jak i skutecznym sposobem jest doszczelnienie za pomocą profili szczotkowych. Ich wytrzymałość jest zadowalająca i pozwala uchronić wewnętrzną część progu i okucie, przed wpływem warunków atmosferycznych i zanieczyszczeń. Nie bez znaczenia jest kolor doszczelnienia szczotkowego, ponieważ jest widoczne od zewnątrz, stąd idealnie jeśli kolor jest neutralny, zbliżony do kolory progu np. aluminium anodowane.

 

Dodatkowy element podprogowy

Częstym i niechlubnym zjawiskiem jest montaż drzwi balkonowych z podparciem od dołu za pomocą kawałków cegieł czy klocków drewnianych. Taka konstrukcja „wisi w powietrzu” i jest narażona na deformacje o których klient dowiaduje się dopiero po… zamieszkaniu. Aby uniknąć bardzo kosztownego i uciążliwego problemu należy zastosować poszerzenie systemowe, które podpiera konstrukcję od dołu stanowiąc jednocześnie termiczną izolację pionową.

 

Podsumowując: jaki powinien być niski próg w drzwiach balkonowych ?

Stabilny, ciepły, estetyczny, z systemowymi elementami dodatkowymi, z możliwością zamocowania zaczepów antywłamaniowych bez utraty estetyki i szczelności oraz z możliwością domontowania dodatkowych profili podprogowych pod wylewkę, które są nieodzownym elementem solidnej i odpowiedzialnej konstrukcji.

wrz 16 2016 Oświetlenie led, czy to naprawdę oszczędność?...
Komentarze: 0

Jakie oświetlenie zastosować w przedpokoju, łazience, a jakie na suficie w salonie? Wybrać zwykłe żarówki, LED, halogeny czy świetlówki? Ile zaoszczędzisz lub stracisz? Jakie są plusy i minusy różnych rodzajów oświetlenia? – na te pytania próbuję odpowiedzieć w tym artykule zderzając rzeczywistość z marketingiem producentów. I przedstawiam prawdziwe koszty posiadania oświetlenia różnego rodzaju.

Dla osób nielubiących czytać od razu przedstawię wnioski: oświetlenie LED rzadko kiedy jest opłacalne jako główne źródło światła. Z mojej perspektywy jest to technologia niedojrzała. Zastępuje tradycyjne sposoby oświetlania tylko w niektórych zastosowaniach. Największą przeszkodą w masowym wykorzystaniu LED jest nadal wysoka cena oraz duży bałagan na rynku – świadomie i nieświadomie powodowany zarówno przez znanych producentów, jak i sprzedawców taniego sprzętu no-name. To ostatnie powoduje, że łatwo się naciąć i kupić oświetlenie LED o słabych parametrach, które dodatkowo szybko może się zepsuć.

Na co więc zwracać uwagę? Na co ja zwracałem uwagę i jakimi kryteriami się kierowałem? Co zrobiłbym teraz lepiej mając roczny bagaż doświadczeń? O tym właśnie piszę w tym artykule :-)

Moja subiektywna ocena oświetlenia LED

Nie spieszyłem się z napisaniem tego artykułu. Zależało mi na tym żeby zebrać wystarczającą ilość doświadczeń związanych z oświetleniem LED, zanim podzielę się z Wami moimi obserwacjami. Dobrze przeczytałeś – moimi obserwacjami i wnioskami. Nie silę się tutaj na podawanie Wam uniwersalnych informacji. Opisuję tylko moje doświadczenia i subiektywne odczucia. Zaznaczam, że nie jest elektrykiem, specjalistą od oświetlenia lub inżynierem oceniającym produkty na podstawie parametrów technicznych.

Mam jednak doświadczenie praktyczne jako światłolub, który lubi jak w mieszkaniu jest jasno, który nie chce przepłacać (ani za prąd, ani za źródło światła) i który nie lubi zmieniać przepalonych żarówek.

Rok temu, gdy zastanawiałem się jak przeorganizować oświetlenie w domu, długo szukałem artykułów, które by mi w tym pomogły. I nie znalazłem. Dlatego ten artykuł to taki przewodnik dla mnie samego rok temu. Jeśli po jego przeczytaniu będziesz mieć wrażenie, że wiesz więcej o oświetleniu LED (i nie tylko), to będzie to znaczyć, że mi się udało. A gdyby czegoś Ci w tym artykule zabrakło, to śmiało zapytaj w komentarzach :)

Cel wymiany oświetlenia

Zanim przejdę do opisu moich doświadczeń i wniosków, to muszę przedstawić podstawowe powody, dla których zdecydowałem się eksperymentować z oświetleniem LED:

Lubię, jak w mieszkaniu jest jasno. W kontekście wycofywania tradycyjnych, wolframowych żarówek o dużych mocach (100W, 75W) szukałem dla nich tańszego zamiennika. To samo dotyczyło także tradycyjnych halogenów sufitowych. Nie interesowało mnie oświetlenie punktowe / dekoracyjne. Interesowały mnie wyłącznie główne źródła światła. Dlatego nie opisuję listew świetlnych itp. Skupiam się na oświetleniu wymiennym, czyli wszystkim co można wykręcić i wkręcić. Zależało mi na obniżeniu kosztów prądu, ale oczywiście bez przepłacania za źródła oświetlenia. W przypadku LEDów będących zamiennikiem dla halogenów sufitowych – musiały się one mieścić w standardową oprawę (te same wymiary co halogen GU10 o średnicy 5 cm).

Być może Twoje kryteria są inne. Być może LED ma być tylko uzupełnieniem oświetlenia żarówkowego, halogenowego lub świetlówek. W takim przypadku również przeczytaj ten artykuł, ale przefiltruj prezentowane przeze mnie informacje i wyciągnij własne wnioski.

Kosztowne testy oświetlenia LED

Zanim wymieniłem oświetlenie w domu, to eksperymentowałem z różnych rodzajami oświetlenia. Mentalnie nie byłem w stanie zaakceptować pojedynczego źródła światła kosztującego powyżej 50 zł / sztukę, ale testowo kupowałem i takie “żarówki” LED.

Pierwszym istotnym błędem, który popełniłem, było uleganie marketingowi dużych marek znanych z oświetlenia, a w szczególności Osram i Philips. Prawda niestety jest taka, że nawet jeśli producent jest duży i specjalizuje się w produkcji żarówek, świetlówek i halogenów, to wcale nie musi mieć dużo do powiedzenia w temacie oświetlenia LED. Rok temu większość z uznanych producentów koncentrowała się na dostarczaniu LEDów, które mogą co najwyżej pełnić funkcję dekoracyjnego źródła światła i nie były w stanie zastąpić głównego oświetlenia. Ich LEDowe odpowiedniki halogenków sufitowych, wyposażone są w jedną lub góra 3-4 diody, które dają mały i wąski strumień światła (zaraz napiszę o tym więcej). A jednocześnie są to źródła drogie, kosztujące kilkadziesiąt złotych za sztukę. Zdarzyło mi się nawet kupić takiego LED’a za 80 zł. Efekt jest raczej żałosny – stojąc pod takim LEDem czuję się jakbym stał w cieniu.

Drugim istotnym błędem było sugerowanie się mocą LED’ów wyrażoną w watach. Szukałem przede wszystkim odpowiedników klasycznych halogenów montowanych w oprawach w suficie podwieszanym i coraz częściej stosowanych również w lampach sufitowych.

Ja koncentrowałem się na poszukiwaniu odpowiedników halogenów z gniazdem GU10, podłączanych bezpośrednio do napięcia 230V bez konieczności stosowania zewnętrznych transformatorów. Na rynku dostępne były wtedy produkty posiadające 1W, 3W, 4W i maksymalnie 5W, które wielkością odpowiadały klasycznym halogenkom – czyli nie wystawały poza przeznaczoną dla nich oprawę sufitową.

Prawda jest taka, że przy wyborze oświetlenia LED kluczowe znaczenie ma ile światła potrafi wyprodukować taka “żarówka” (wiem, że nie jest to żarówka, ale przyjmijmy roboczo takie nazewnictwo). Są LED’y, które z 5W wyprodukują 400 lumenów, a są i takie, które z tej samej mocy dadzą nie więcej niż 150 lumenów. Uwierzcie, że różnica jest kolosalna.

LEDy SMD – płaskie diody LED montowane powierzchniowo

Jedynym rozwiązaniem, które dają zbliżone parametry świecenia do halogenów / żarówek, są LEDy wielodiodowe SMD. W moim przypadku najlepiej sprawdzają się LEDy budowane z kilkudziesięciu diod typu SMD 5050 oraz SMD 5550 – przede wszystkim ze względu na optymalny z mojego punktu widzenia stosunek jakości do ceny.

Po kilkutygodniowych testach, zdecydowałem się zakupić produkty firmy Lumenmax. Jest to polska firma, która według jej zapewnień samodzielnie projektuje źródła światła, a następnie zamawia ich produkcję w Chinach. Z produktów tej firmy korzystam już ponad rok (od kwietnia 2012 r.) i jak na razie ani jeden z nich nie uległ awarii i jestem z nich zadowolony. Dla jasności: nie mam żadnych korzyści z tego, że polecam produkty tej firmy. Nic na tym nie zarabiam. Po prostu dzielę się moimi pozytywnymi doświadczeniami.

Wszystkie przedstawione w tym artykule analizy finansowe odnoszą się do produktów LED firmy Lumenmax. A trzeba dodać, że nie są to produkty najtańsze. Z mojej perspektywy stanowią dobry kompromis pomiędzy jakością i ceną.

Jeszcze jedna uwaga: ja nie zajmuję się monitoringiem rynku LED. Być może pojawili się już jacyś inni, godni uwagi producenci. Nie analizuję tego. Opisuję moje doświadczenia z ostatniego roku.

Kryterium 1: wielkość emitowanego strumienia światła, czyli ilość lumenów

Już wiesz, że testy LEDów mogą być kosztowne. Na co warto zwrócić uwagę? Dzisiaj patrzę przede wszystkim na deklarowaną przez producenta wielkość strumienia światła, czyli ilość lumenów emitowanych przez źródło LED. Tu pojawia się jednak pierwszy problem. Producenci i sprzedawcy, delikatnie mówiąc, potrafią rozmijać się z prawdą. A jeśli spojrzycie na Allegro, to bez ogródek powiem, że niektórzy bezczelnie kłamią. I nawet jeśli liczbę lumenów podadzą prawdziwą, to za chwilę kłamią porównując źródło LED z klasyczną żarówką.

Nie będę się tu silił na mądrość i specjaliści od oświetlenia mogą mnie zaraz pożreć żywcem, ale napiszę Wam o moich odczuciach, a nie parametrach technicznych: światło emitowane przez żarówkę, czy halogen, rozprasza się w inny sposób niż to emitowane przez diody LED. I to widać. Ja jeszcze nie znalazłem sensownie wycenionej (czyli poniżej 100 zł) lampy LED, która zamknięta w obudowie klasycznej żarówki (gwint E27), stanowiłaby substytut dla żarówki o mocy 100W. Według mnie możecie zapomnieć o tym, że LED’y o mocy 7W-10W dadzą Wam ten komfort świetlny, co klasyczna żarówka 100W i to bez względu na ilość upakowanych na nich diod.

Jest jeszcze gorzej niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Klasyczne żarówki dawały mniej więcej 6-16 lumenów na każdy W (te o większych mocach – więcej). Czyli można było przyjąć w dużym uproszczeniu, że poszczególne rodzaje żarówek dają tyle lumenów:

Żarówka 120 W = 1200-1920 lumenów Żarówka 100 W = 1000-1600 lumenów Żarówka 75 W = 750-1200 lumenów Żarówka 60 W = 360-600 lumenów Żarówka 40 W = 240-400 lumenów

Trochę inaczej wygląda to dla oświetlenia halogenowego:

Halogen 50 W = 700-1000 lumenów Halogen 35 W = 490-700 lumenów

I teraz jeśli porównacie powyższe liczby, z tym co znajdziecie na opakowaniach “żarówek” LED, to będziecie mieli wyobrażenie dlaczego LED, który miał zastąpić “żarówkę 100W” świeci tak “ciemno”, że wolelibyście zamiast niego mieć żarówkę 40W. Producenci i sprzedawcy żerują na naszej niewiedzy.

Poniżej podaję Ci jeszcze zalecenia Unii Europejskiej dotyczące wyboru energooszczędnych substytutów tradycyjnych żarówek. Potraktuj proszę te zalecenia jako ściągawkę. Ja po roku doświadczeń muszę stwierdzić, że się z nimi zgadzam:

Odpowiednik żarówki 100W powinien mieć 1300-1530 lumenów Odpowiednik żarówki 75W powinien mieć 920-1060 lumenów Odpowiednik żarówki 60W powinien mieć 700-810 lumenów Odpowiednik żarówki 40W powinien mieć 410-470 lumenów Odpowiednik żarówki 25W powinien mieć 220-250 lumenów

Kryterium 2: kąt świecenia

Dużo Wam napisałem o lumenach, ale tak naprawdę na to czy będziemy mieć wrażenie, że w pokoju jest jasno lub ciemno, wpływ ma także kąt świecenia. Dla różnych źródeł wygląda to następująco:

Żarówka – emituje światło w każdą stronę (dookólnie). Dlatego światło żarówki wypełnia nam idealnie pomieszczenie, ale ze względu na to, że jest rozproszone, to do dobrego oświetlenia potrzebujemy żarówki dużej mocy. Ja kochałem żarówki 100W :) Halogen w suficie podwieszanym (MR16 lub GU10) – wyposażony jest najczęściej w reflektor, który odbija światło i jednocześnie skupia je w wiązkę świetlną o określonym kącie. Typowy kąt to 35-60 stopni. Halogen dobrze oświetla to co jest na wprost niego (w promieniu kąta świecenia). Jego światło też się rozprasza, ale można zaobserwować, że pół metra ścian od sufitu mamy zazwyczaj nieoświetlone. Za to wiązka światła jest dosyć skupiona. Dlatego na sufitach podwieszanych instaluje się je dosyć gęsto :) Oświetlenie LED – tu szerokość kąta świecenia zależy od typu zastosowanych diod. Jeśli są to diody SMD instalowane powierzchniowo, to strumień światła ma szeroki kąt świecenia. Przykładowo dla LEDów w obudowie GU10 lub MR16 jest to, np. 120 stopni. Ale to powoduje jednocześnie, że światło jest bardziej rozproszone. Przykładowo jeśli mamy klasyczny halogen emitujący 450 lumenów pod kątem 35 stopni i LED emitujący też 450 lumenów pod kątem 120 stopni, to pod LEDem będzie nam ciemniej, bo światło jest rozproszone na większą powierzchnię. Z drugiej strony jeśli LEDów mamy wiele, to znacznie łatwiej będzie nam wypełnić pomieszczenie światłem niż w przypadku halogenów o ograniczonym kącie świecenia. Przykładowo taki LED zainstalowany na suficie podwieszanym ładnie “wyeliminuje” nam niedoświetlenie ścian przy suficie. Pytanie tylko, czy to właśnie na tym powinno nam zależeć 

Kryterium 3: barwa światła, czyli nie wierz, że słońce jest najlepsze

Producenci wmawiają nam, że najbardziej naturalna dla nas barwa światła, to odpowiednik światła słonecznego – czyli około 6500 Kelvinów (K). Zgodzę się, że takie światło lubimy w dzień, ale wieczorem próba oświetlenia czegokolwiek takim światłem powoduje, że ja czuję się jak w kostnicy. Zimno i nieprzyjemnie. Nie bez powodu określa się takie światło mianem światła zimnego.

Dla mnie najcieplejsze LEDy i świetlówki wyglądają wieczorem zbyt trupio. “Ciepła barwa” w przypadku LEDów oznacza temperaturę barwową 3000K (Kelvinów). To o wiele “zimniejsze” światło niż w przypadku żarówek, które mają temperaturę od 2500K do 2700K. Dla mnie poziom 3000K jest maksymalną, akceptowaną przeze mnie temperaturą barwową. Kupiłem kiedyś jednego LEDa o temperaturze 4000K (określany jako “zimny biały”) i czułem się jak na sali operacyjnej.

Ale tu musicie poeksperymentować sami. Ja wiem, że po przejściu z tradycyjnych halogenów sufitowych GU10 (o temperaturze około 2700K) na ich odpowiedniki LED o temperaturze 3000K, musiałem przez około 2 tygodnie przyzwyczajać się do zmienionej barwy. Wszystko wokół wydawało się takie białe.

Kryterium 4: typ zastosowanych diod

Warto trzymać się tego rodzaju diod, które już się nam sprawdziły. Ja kupuję te LEDy, które wyposażone są w diody typu 5050 lub 5550. Dioda diodzie nierówna. Jeśli więc na opakowaniu nie ma informacji, jaki typ diod został zastosowany w “żarówce” LED, to lepiej w mojej opinii nie ryzykować. Oszczędność może być tylko pozorna.

Nie jestem ekspertem więc nie będę bajerował, że rozumiem różnice pomiędzy poszczególnymi typami diod. Podaję Wam tylko, które w moim subiektywnym odczuciu, się sprawdziły :)

Kryterium 5: sposób chłodzenia

Producenci będą Wam wmawiać, że zaletą LEDów jest to, że się nie grzeją. Ja prawie w to wierzyłem – do momentu, aż nie sparzyłem się wykręcając testowanego LEDa :-)

Te LED’y, które posiadają wiele diod, wydzielają ciepło bardzo intensywnie. I ciepło to musi być sprawnie odprowadzane – szczególnie tam, gdzie LED umieszczony jest w małej obudowie, np. w odpowiedniku standardowego halogenu sufitowego o średnicy 5 cm.

Dlatego zakupiłem “halogeny” LED, które mają konstrukcję otwartą – diody nie są schowane za szkłem. Jak na razie rozwiązanie to doskonale mi się sprawdza. Pomimo, że niektórzy znajomi mówili mi, że po zamknięciu LEDów w obudowach, po prostu się one przepalały, to u mnie od ponad roku ani jedno źródło LED nie uległo awarii. Zobaczymy jak długo wytrzymają. Gwarancję mam na 18 miesięcy 

lip 01 2016 Pierwszy raz pod żaglami
Komentarze: 0

Jest styczeń.... Na dworze szaro i zimno.... Brrrr.... Aż się nie chce z domu wychodzić... Wspomnieniami wracam do rejsu jaki odbyłem w te wakacje. To był mój pierwszy rejs w życiu. Tak na prawdę w ogóle nie chciałem w nim uczestniczyć, tylko moja dziewczyna się uparła aby w te wakacje zrobić coś innego, jakby polskie morze było nie fajne? ;)

No więc znalazła w internecie firmę GlobTourist, z która popłynęliśmy w rejs po Chorwacji. Początkowo byłem bardzo sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, a już na samą myśl o bujającej się łajbie brała mnie choroba morska. Nie chcąc wylądować na jakiejś tratwie postanowiłem dokładnie sprawdzić tą firmę... Wiecie, kobiety zachwycają się obrazkami, odzywa się w nich ta dusza romantyczki.. Dla mnie liczą się tylko fakty. Wracając do tematu. Zrobiłem mały rekonesans na rynku firm oferujących rejsy i czartery jachtów i okazało się ,że moje maleństwo nawet nie najgorzej wybrało ;) - firma działa od ponad 12 lat, z różnych for internetowych się dowiedziałem iż ma bardzo dużo zadowolonych klientów, a poza tym własny autokar do Chorwacji, a to dla takiego wygodnisia jak ja ma znaczenie ;) . A dlaczego o tym w ogóle wspominam? Bo jak się okazało później, bardzo trudno jest znaleźć firmę która organizuje rejsy na najwyższym poziomie, ale o tym za chwilę.

Nadszedł w końcu dzień wyjazdu. Kobiety mnie po prostu zaskakują jak dużo rzeczy można ze sobą zabrać, upchać to wszystko do walizki.. Tym bardziej płynąc w rejs. Na moją małą uwagę iż jacht może nie mieć takiej wyporności aby udźwignąć cały jej bagaż, ona oczywiście zarzuciła 5 minutowego focha ;) Eh... kobiety.

Nadjechał w końcu autokar - duży, klimatyzowany... Nawet całkiem wygodnie się nim jechało. To mnie mile zaskoczyło, bo patrząc na standard polskich autokarów to spodziewałem się czegoś na wzór pksu a tu proszę - komfort i wygoda!!! Ogólnie nie jestem fanem długich wycieczek autokarowych, ale ich autobus do Chorwacji na szczęście nie trząsł ani nic, więc noc spokojnie spędziłem śpiąc, z małą przerwą na granicach.

Gdy się obudziłem zobaczyłem zupełnie inny krajobraz, wręcz bajeczny! Góry i morze obok siebie! Dla mnie, fana polskiego Bałtyku to było coś dziwnego, a za razem zapierającego dech! Zawsze się śmialiśmy że ona lubi góry, ja kocham morze więc nie za bardzo do siebie pasujemy ;), a tu proszę! Jedno i drugie obok siebie!

Dojechaliśmy w końcu do mariny (tak, normalnie zaczynam używać sloganu żeglarskiego bo wcześniej nazywałem to portem jachtowym). Tu aż mnie zatkało. Pamiętacie może te statki wycieczkowe co pływają po Bałtyku? Tak sobie mniej więcej wyobrażałem ten jacht. A tu proszę! Wszędzie na około duże nowoczesne jachty! Przywitaliśmy się ze skipperem. Bardzo miły, młody człowiek. Zaprowadził nas na jacht gdzie poznaliśmy resztę załogi. Po wejściu pod pokład oniemiałem! Jak dla mnie to był istny luksus! Tym bardziej że otrzymaliśmy dwuosobową kajutę! Oczywiście ja, ze swoimi czarnymi myślami, sprawdziłem czy nic nigdzie nie przecieka, ale wszystko było ok. Skipper chyba to zauważył, i od razu pokazał mi cały jacht, wyposażenie, wszelkie sprzęty ratunkowe. Trochę mi głupio było, tym bardziej że zadawałem mnóstwo pytań. Na całe szczęście pan skipper cały czas był bardzo miły i uprzejmy, cierpliwie o wszystkim opowiadając. Dalszą część dnia spędziliśmy na wzajemnym poznawaniu siebie wzajemnie, jachtu a także podstaw żeglarstwa. Dla mnie, "wilka lądowego" miało to bardzo duże znaczenie ;)

Nazajutrz wypłynęliśmy ze Splitu. Muszę przyznać iż obawiałem się tego momentu, ale wbrew moim obawom, jachtem nie bujało, i nikt z załogi nie dostał choroby morskiej. W zamian było słońce, piękne, bezchmurne niebo oraz szum fal... Jak w raju! W tym momencie zacząłem sobie pluć w brodę, czemu tak późno zdecydowałem się na taki rejs... Człowiek może oderwać się od codziennego życia, problemów i odpłynąć... Dosłownie i w przenośni.... No.. może nie do końca ;) Sam zajmuję się branżą informatyczną a wśród załogantów było małżeństwo informatyków więc czasami schodziliśmy na tematy zawodowe, ale poza tym zero pracy!!! My, nasz jacht, wiatr i woda!

W pewnym momencie skipper postanowił nauczyć nas podstaw żeglowania i przez chwilę, pod jego bacznym nadzorem kierowałem jachtem! Pierwszy raz w życiu! Już wiem co pociąga ludzi morza... Chyba zaraziłem się tym, bo od tamtej pory cały czas myślę o żeglowaniu...
Wszystkie dni rejsu upływały nam na żeglowaniu, zwiedzaniu nadmorskich miasteczek. Szczególnie przypadła mi do gustu kuchnia w Chorwacji. Owoce morza - nie takie jak u nas w sklepach - wszystko świeże i smaczne! A do tego tamtejsze wino....

Największe wrażenie podczas całego rejsu zrobił na mnie nasz port docelowy - piękne miasto Dubrovnik. Wiele słyszałem o pięknie tego miasta ale zobaczyć to wszystko na własne oczy - to jest dopiero przeżycie. Całe miasto, niczym wyjęte ze średniowiecza! Spacerując uliczkami Dubrovnika można odnieść wrażenie że jest się w jednym, wielkim muzeum! Nie bez powodu mówi sę o nim "perła Adriatyku".

Na zakończenie rejsu, wymieniliśmy się numerami telefonów, i postanowiliśmy umówić się na kolejny rejs. W między czasie, na jesieni udało mi się zrobić podstawowe uprawnienia żeglarskie, po długich godzinach spędzonych na nauce.

Jeszcze nie wiemy dokładnie czy zdecydujemy się na rejs czy czarter jachtu, ale zgodnie postanowiliśmy że wybierzemy się z tą samą firmą - po co ryzykować nieudane wakacje - lepiej zaufać już sprawdzonym "instytucjom". Aaaaa no i jak kogoś interesuje czarter jachtu, to trzeba mieć uprawnienia żeglarskie. W ofercie tej firmy od razu można znaleźć odpowiednie szkolenie.

To tyle w pierwszym poście z tego bloga. Za 2 tygodnie wybieram się w kolejny rejs - tym razem bez mojego kochanie, które niestety musi pracować.... Zastanawiam się tylko teraz, czy ona nie będzie żałować że zabrała mnie w ten rejs ;)

slajdus : :
cze 26 2016 Oświetlenie w stylu skandynawskim
Komentarze: 0

Lubicie jasne, dobrze doświetlone wnętrza? Ja bardzo. Najbardziej lubię duże okna, które wpuszczają dużo promieni słonecznych. Niestety zbliża się jesień, a wraz z nią czas krótkich dni, podczas których to sztuczne światło będzie grało najważniejszą rolę. Z tego powodu chcę Wam dziś pokazać oświetlenie w stylu skandynawskim, które dobrze się sprawdzi w czasie długich, zimowych wieczorów.

Oświetlenie w stylu skandynawskim

Na początek zastanówmy się jednak co oznacza termin oświetlenie skandynawskie. Otóż jest to taki sposób oświetlania wnętrza, który sprawia, że nawet gdy na zewnątrz jest ciemno, wnętrze staje się jasne. Oświetlenie w stylu skandynawskim to jednak nie tylko oświetlenie, które ma spełniać określone funkcje, ale również powinno budować nastrój i wpisywać się w stylistykę rodem ze Skandynawii. Główne cechy, którymi charakteryzują się lampy skandynawskie to prostota, funkcjonalność i dobry design.

Funkcjonalność oświetlenia przejawia się głównie w odpowiednim doborze punktów świetlnych do funkcji pomieszczenia. W kuchni pojawia się więc przede wszystkim oświetlenie punktowe, nad blatem roboczym i nad stołem. W salonie, poza górnym światłem służącym do rozświetlenia całego pomieszczenie stawiane są lampy podłogowe i stołowe, które dają możliwość uzyskania nastrojowego światła. W sypialni również obowiązkowe są lampki nocne, dzięki którym można stworzyć oświetlenie sprzyjające odpoczynkowi.

Lampy sufitowe w stylu skandynawskim

Znając teorię przejdźmy teraz do konkretów. Lampy sufitowe w stylu skandynawskim są kwintesencją prostoty. Lampy kuchenne mają zwykle metalowe klosze, które mogą mieć ciekawe, czasem nawet bardzo zaskakujące kolory. Na jednym kablu wisi zwykle jeden klosz, ale częstą praktyką jest wieszanie kilku lamp obok siebie tak, by mogły oświetlić długi blat roboczy czy stół jadalniany.

W salonie dominują większe formy, głównie ze względu na rozmiar pomieszczenia. Tutaj zadaniem lamp wiszących jest przede wszystkim rozpraszanie światła, żeby zapewnić dobre doświetlenie całego wnętrza. Nie spotyka się raczej oświetlenia punktowego dającego kierunkowe światło. Dopełnieniem oświetlenia sufitowego jest oświetlenie podłogowe, którego we wnętrzach skandynawskich nie może zabraknąć.

Lampy podłogowe w stylu skandynawskim

Lampy podłogowe to nieodłączny element stylu skandynawskiego. Nie może ich zabraknąć w żadnym salonie czy sypialni, które są urządzone w tym stylu. Możemy wśrów nich spotkać lampy proste, w których podstawa nie daje możliwości regulacji oraz lampy przypominające bardziej te biurkowe. Te pierwsze służą przede wszystkim do budowania nastroju dzięki delikatnemu światłu, które emitują, a te drugie doskonale sprawdzają się do oświetlania miejsca do czytania czy do pracy.

Lampy podłogowe mogą mieć tekstylne abażury, czasem z delikatnym wzorem lub fakturą. Mogą mieć również metalowe klosze, najczęściej w kolorze białym lub czarnym, choć zdarzają się również wersje bardziej kolorowe. Po raz kolejny istotny jest w tym przypadku dobry design, który sprawia, że lampa ma nie tylko spełniać swoje funkcje, ale również stanowić istotny element dekoracyjny wnętrza.